Hejka!
Zapraszam Cię na recenzję książki.
Zaintrygował mnie tytuł, przyciągnęła piękna, utrzymana w pastelowych kolorach okładka, a opis zaciekawił i zatrzymał moją uwagę na dłużej. Czy książka, która zapowiadała się dobrze, faktycznie okazała się taka fajna?
Kim jest Lauren Price?
Lauren Price pochodzi z Coventry. Swoją przygodę z pisaniem zaczęła już jako nastolatka, publikując na Wattpadzie. Do tej pory wydała dwie książki Grzeczni chłopcy nie kradną staników (debiut) oraz Behind frenemy lines.
Grzeczni chłopcy nie kradną staników - Lauren Price
Riley Green wiedzie zwyczajne życie, trzyma się raczej na uboczu szkolnej społeczności. Jej życie zmienia się, gdy do domu obok wprowadza się kobieta z córeczką i nastoletnim chłopakiem, który wygląda dobrze, a właściwie bardzo dobrze. Pierwszej nocy, Alec Wilde, włamuje się do pokoju dziewczyny i kradnie jej stanik, by wygrać zakład z kolegami. Czy Riley uda się odzyskać jej własność?
Przyciągająca uwagę okładka
Czyż ta okładka nie jest piękna? Uwielbiam pastelowe kolory, więc wpisała się w mój gust. Została utrzymana w kolorze niebieskiem, na tle którego widoczny jest fragment nóg w jeansach i różowych trampkach oraz czarny stanik. Co do tego ostatniego elementu mam zastrzeżenie - powinien być on z Myszką Miki, wówczas zgadzałoby się to z fabułą. Tytuł książki jest pokryty folijką, dzięki czemu się błyszczy. Super efekt!
Grzeczni chłopcy nie kradną staników liczy 280 stron, co daje jej tytuł najmniejszej objętościowo książki, jaką przeczytałam w ostatnim czasie. Została ona podzielona na 24 rozdziały.
Niestety początek był po prostu nudny. Czytałam, bo czytałam. Jednak w końcu akcja rozkręciła się. Była to przyjemna, lekka lektura. Zupełne przeciwieństwo trylogii Hell czy The Chain. Nie było tu tak mocnych rzeczy, choć pojawił się wątek obwiniania się o zdarzenie sprzed roku. Na duży plus był fakt, iż w książce nie pojawiły się przekleństwa - doceniam.
Historia w porządku, wątek kradzieży stanika pojawił się na początku, później znikł z pierwszego planu, by powrócić z wyjaśnieniem na koniec.
Teksty Aleca Wilde'a na podryw były bardzo cringe'owe, ale czasami przez to śmieszne. W opisie z tyłu książki wspominano o wojnie podjazdowej - hmm... za dużo jej tam nie było. Alec wcale takim bad boyem nie był i mieliśmy tu relację bardziej friends to lovers niż enemies to lovers.
Podsumowując, książka była fajna, ale myślę, że spodobałaby mi się bardziej, gdy byłam młodsza. Nie jest to must read czytelniczy, ale jeśli chcesz przeczytać coś lekkiego, żeby się zrelaksować, możesz sięgnąć po tę książkę.
***
Lubisz książki z motywem friends to lovers?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz